To wzruszające zdjęcie wprowadziło mnie w odległą od codziennego zgiełku krainę łagodności... Zobaczcie tylko, ile treści znajduje się na zdjęciu, zamieszczonym na okładce tej płyty??? Dorodna kobieta z pełnymi piersiami przywodzi nam na myśl odwieczny symbol karmiącej matki, zaradnej żony i jednocześnie zmysłowej (przecie koronkową narzutkę założyła) kochanki. Mężczyzna tuli się do niej z refleksyjnym spojrzeniem. Widać w jego twarzy ulgę, jakby wrócił z dalekiej podróży (ma bluzkę w paski - może to marynarz?), a jednocześnie pełne refleksji spojrzenie wyraża pewną melancholię za tym, co było i za tym, co czeka w niepewnych mrokach rzeczywistości... Skłaniałabym się jednak nieco bardziej ku nieutulonej tęsknocie i potrzebie bliskości, którą wreszcie może ten nasz Marynarz nieco zaspokoić - ma on brodę i dłuższe nieco włosy - może na statku zabrakło fryzjera i żyletek (nie szydzę, o nie! Ci, którzy mnie znają, wiedzą o mojej słabości do brodaczy)? To całkiem możliwe... A ona - kobieta? On tuli się do niej, jednocześnie będąc jej tarczą, ale patrząc na to zdjęcie z innej strony, może się wydawać, że to ona jest jego opoką i ostoją. Ma leciuuuteeeńko ściągnięte usta i podbródek, jakby mówiła do mężczyzny "no już, już", a do widzących ją "no i zobaczcie, co nabroił". Niemniej jednak cieszę się, że trwała ondulacja nie jest już w modzie.
To zdjęcie wywołało więc powrót do przeszłości w mej pamięci. Przypomniało mi się, kiedy znajdywałam wraz z kuzynkami stare numery wspomnianego czasopisma Pan, o charakterze poradnikowo-hobbystycznym. Niech no się schowają wszelkie Logo, CKM, Men's Health-y!
Wiem na pewno, że "Pan" wychodził w latach 80-tych, z tego okresu pamiętam ten magazyn, ale jak widać na wyżej załączonym obrazku, można go było kupić jeszcze na początku lat 90tych. Swoją drogą, to dosyć ciekawe, że takie czasopismo miało rację bytu w pruderyjnej i cenzurowanej rzeczywistości PRL-u. W środku - różne artykuły, poświęcone często ciekawym tematom, a na okładce i w środku, na plakacie, roznegliżowana pani. Do tej pory pamiętam (chociaż przez mgłę) całkiem rozebraną szatynkę, mającą na sobie jedynie naszyjnik ze szmaragdami (lub jakimiś zielonymi szkiełkami, ale niechże pozostanie to szmaragd - wszak o ideały mojego dzieciństwa tu chodzi). O frywolna PRL...
Ale nadszedł kres tej epoki, a wraz z nią nastała era Twoich Weekendów i całej reszty, Wampów itp. Nastał i Playboy, ale analiza wszystkich tych zjawisk to temat na oddzielny post. Zaczęłam wszak od płyty i na okładką płyty będę dziś roztaczać swoje refleksje.
...bo kiedy był czas na negliż, to i nadeszły lata posuchy. A mianowicie: ubrane dziewczęta na okładkach płyt i nieco mniejsze okazywanie wolności obyczajowej. Czy ktoś pamięta jeszcze serię płyt i kaset CD Przeboje polskiego rocka (polski rock to kiedyś naprawdę było coś). Każda z nich nosiła imię kobiece, zaczerpnięte z tytułu piosenki lub nazwy zespołu, którego utwór znajdował się na płycie. Mieliśmy zatem Celinę, Elę, obco brzmiącą Sarah i kilka innych (np. Jolkę, ale niestety nie znalazłam okładki) oraz, będącą w moim posiadaniu (łiiii! jedna z moich pierwszych kaset!!! - tu okładka płyty):
Ta okładka daje ogromne pole do interpretacji. Mamy tu do czynienia z krnąbrną dziewczyną, z utworu grupy Wanda i Banda, która śpiewa, że nie będzie Julią i nie będzie stała i czekała na żadnym balkonie. Nie wątpię, ponieważ okładka skomponowana przez zespół redakcyjno-wydawniczy odpowiedzialny za tę płytę, sugeruje nam, że dziewczyna, domniemana Julia, więcej ma do czynienia z polskim więziennictwem lub raczej resocjalizacją nieletnich, poprawczakami. Widzimy tu beret na głowie naszej muzy - nieodłączny element stroju gitowca (chyba), subkultury, która w PRL wiele czerpała ze stroju i stylu bycia rezydentów zakładów karnych. Mamy siatkę z ogrodzenia obok Julii - a zatem - symbol kraty więziennej, ale jednocześnie symbol przekraczania granic, w tym także ogrodzenia, przez które przeskakuje nasza Julia z kumplami tuż po tym, jak wspólnie obrobili kiosk. Niech nie zwiedzie was jednak to zadziorne spojrzenie i zawadiacko przechylona głowa... Kolorem przewodnim - julkowej kurtki (ach ta skóra - symbol buntu) i napisu - jest fioletowy, a więc kolor związany z duchowością, tajemniczą sferą życia. Zapewne nasza Julia zna wiele jego tajemnic, ale zanim je wyjawi, obrobi kioski i kantory oraz supersamy.
A teraz kolejna okładka - niemal godło skromnej epoki lat 90-tych...Oto okładka znamienitego albumu zespołu Lady Pank, z którego pochodzi, grany na wielu polskich weselach jako pierwszy taniec młodej pary utwór Zawsze tam gdzie ty:
Chłopaki otrząsnęli się po imprezie i nagrali kilka piosenek. W latach 80tych groupies nie dawały im spokoju, "po koncercie pod hotelem jak uparty (...) psiak" czekały na nich, ale poszukali oni sobie stałych (na chwilę ówczesną) partnerek. Tu mamy pocałunek młodej niewiasty w policzek Jana Borysewicza, któremu chyba głupio, że ta młoda dziewczyna go całuje do zdjęcia, to tak tylko półgębkiem jej odpowiada, mając przy tym nieco skupione spojrzenie, jak dzierlatka trzaskająca przy lusterku w łazience słit-focię. A może to spojrzenie zaskoczone? Lub chcąc zaspokoić wyrzuty sumienia mówi: "no co no... sama chciała". Ciężko powiedzieć, ale faktem jest, że ta okładka to świadectwo tych szalonych lat...
Możemy jednak czegoś się domyślać, nie wszystko mamy tu na wierzchu. Już raczej niewiele mamy tajemnic i nawet okładki płyt stały się odważniejsze... Tu mamy w miarę grzeczny przykład wybornej muzyki pochodzenia chodnikowego:
Kokainowej Kate zrobiło się chyba głupio, że tak to wygląda w dzisiejszych czasach, dlatego na okładce magazynu pokazała jedynie dolną część bielizny:
Może też tęskni za czasami, kiedy nie wszystko było takie "na wierzchu", "podane na tacy", "co w sercu to na języku"? Lub też powrót do przedszkolnych lat ("chodź za regał, to pokażesz mi majtki, a ja pokażę ci swoje") - wiadomo, okazuje się, że nawet Kate Moss może tęsknić za dzieciństwem...
Okładki są niezwykle wdzięcznym tematem i kopalnią interpretacji, warto więc do niego powracać. W najbliższym czasie potraktuję tu na wdzięczny temat okładek książek i innych publikacji sf i fantasy. Niech zwiastunem będzie niniejsza retro-okładka zagranicznego magazynu:
...ponieważ mamy na niej komando walecznych dzierlatek w stosownych strojach z bielizny pościelowej i... aha, aha? Wiadomo, że coś się będzie działo!





pamietam te panie z okladek kaset :) kiedys moj kuzyn przyniosl kasete z jakims disko lupu cupu i pani na okladce zrobila na mnie piorunujace wrazenie jako anomalia anatomiczna
OdpowiedzUsuń